niedziela, 2 października 2016

Murzynek z "Kwiatu kalafiora"



Murzynek Gabrysi Borejko z "Jeżycjady" był pierwszym ciastem, jakie upiekłam w życiu.

Uwielbiam wracać do wspomnień z tamtego okresu. Miałam 13 lat i oczywiście część wakacji spędzałam na rowerze i plaży, część w bibliotece. Braki książek Małgorzaty Musierowicz na półkach były moją sprawką. Ogromną sympatią do "Jeżycjady" i nieświadomie, tym samym do gotowania oraz robienia wypieków, zaraziła mnie siostra. Podrzucona książka zachęciła mnie do eksperymentowania w kuchni. I właśnie pierwszym samodzielnym wypiekiem było ciasto, które Gabrysia Borejko w "Kwiecie kalafiora" upiekła w imieniny swojego taty. Receptę na ciasto starannie spisałam na karteczce z notesika i zabrałam się do pracy. Murzynek był rewelacyjny. Tamtego lata piekłam go kilkakrotnie, razem z moją koleżanką z blokowego osiedla, Klaudią. Pamiętam, że byłyśmy z siebie dumne i za każdym razem testowałyśmy smak ciasta z różnymi dodatkami - bakaliami, orzechami, dżemem. Na sfatygowaną, dotkniętą przez czas i palec wymazany w czekoladzie karteczkę z przepisem, natrafiłam podczas ostatniej przeprowadzki. Upiekłam je 21 sierpnia, w moje imieniny. Też musicie go spróbować.

Składniki

kostka masła (w oryginale margaryny, ale to były czasy PRL-u)
4 łyżki mleka
4 łyżki kakao
4 jajka
1,5 szklanki cukru
1,5 szklanki mąki
łyżeczka proszku do pieczenia
rodzynki


Wykonanie

W rondelku rozpuścić masło i dodać cukier, kakao, mleko. Doprowadzić do wrzenia, mieszając. Masę wystudzić i odlać połowę na później. Do polewy w garnku dodać mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia, rodzynki i 3 żółtka. Jedno żółtko dodać do polewy. Białka z czterech jaj ubić na sztywno i stopniowo dodawać do masy. Powstałe ciasto przełożyć do wysmarowanej masłem tortownicy. Piec w temperaturze 200 stopni Celsjusza. Po wyjęciu ozdobić polewą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz